Această recenzie poate conține spoilere
Walka z piramidą grubych ryb ujęcie x-setne.
Przyznam się szczerze, że gdy Vagabond wychodziło byłam przekonana że nie nigdy tknę tego patykiem. Ani nie lubię Le Seung Giego, ani thrillerów a już grającej Suzy to w ogóle. Co mnie licho wzięło żeby za to chwyci? Odpowiedź - netflix.
(Ostatnio mam takie lagi na Internet, że jakimś cudem tylko netflix daje mi swobodnie oglądać)
Jak już widać moją ocenę, to szybko i zwięźle.
Vagabond o wdzięcznej nazwie kryptonimu jakiejś tajnej misji, to kolejny tytuł z gatunku thrillera szpiegowskiego. Ten thriller w którym główny bohater walczy z całą piramidą ważniaków, polityków i bogaczy, którzy standardowo wyrządzili na postaci ogromną stratę. Cha Dal Gun traci w katastrofie lotniczej swojego ukochanego młodziutkiego bratanka. Jeszcze nawet nie zaczynając porządnej żałoby los szybko uśmiecha się do Dal Guna i niemal pod nos podsuwa mu spotkanie z ów terrorystą odpowiedzialnym za zamach. Bohater szybko łapie trop i zostaje wplątany w gęstą dosłownie sieć zagadek, pościgów i intryg politycznych gigantów. W grę jak można było przewidzieć wchodzą ogromne pieniądze, a także walka o władzę. ( Tak, znów walka o stołek prezydenta będzie).
Oczywiście niemożliwością jest by zwykły kaskader, zwęszył cały spisek czarnych charakterów oraz wywlókł ukrytą prawdę o tragedii na światło dzienne. Do całej akcji razem z Cha Dal Gunem napatacza się Go Hae Ri, teoretycznie pracownica ambasady a w praktyce tajna agentka NSW. Razem z garstką nie skorumpowanych zwierzchników Hae Ri, próbują ująć wszystkich współwinnych zamachu oraz współpracujących z nimi kretów.
A propo's właśnie kretów..
Ta drama poza licznymi scenami pościgów, strzelanin i walk, jest dosłownie o bandzie kretów krecących innych kretów. Szczury i krety są tam wszędzie. Każdy coś kryje, każdy po kryjomu coś skrobie i wrabia kolejnego. Jak tylko dochodzi się do szczytu złej piramidy którą zajmuje aż prezydent/ albo raczej jego koleżko od spraw tych i różnych, nie wiem jak wy ale od razu tracę sens całej tej szybkiej jazdy po sprawiedliwość. No bo gdzież jej szukać, a jak już wszystkie organy są zajęte a prawda już generalnie wyszła na świat?
Fabułą po rozwiązaniu głównego problemu okazuje się że ma głębsze dno z którym zapoznaje nas dopiero na zakończenie serii, by w ostatnim odcinku zostawić nas w sumie z niczym. Generalnie wiemy już kto jest tym złym od początku do końca, widzimy nowe sojusze i na tym zostawiają nas twórcy. Boli? Mnie trochę zabolało.
Serial nie wyszedł z niczym oryginalnym, aktorstwo było jak dla mnie ni mniej ni więcej co można sobie zażyczyć w typowej dramie, a zalew spisków mnie utopił na tyle że w większość odcinków przewijałam. Sam fakt, że Cha Dal Gun ma tyle farta i sprytu by niemalże sam rozbić cały ten łańcuch wysoko postawionych i terrorystów od razu rysuje duży brak realizmu. Już nie wspomnę o scenach w których Dal Gun dosłownie skacze niczym ninja po ścianach, ani razu nie wybijając sobie zębów i unikając bezpośrednich starć z pistoletem. NO COME ON! SERIOUSLY. Udaje mu się przeżyć bez uszczerbku dosłownie wszystko, nawet snajperów. Ponadto nigdy nie zrozumiem tej zabawy w złapanie kogoś, kogo generalnie można zabić. (Bo i tak w sumie, zostają zabici na końcu). Mam chociażby na myśli Jerome terrorystę, szefa Min Jea Sika (który sam popi#rdalał z wybiciem wszystkich) no i oczywiście tych płatnych zabójców. Scenarzyści są ów bardzo łaskawi w porównaniu do amerykańskich produkcji. Na temat każdej osoby i sensu jej istnienia można co nie co się wypowiedzieć. A pamiętacie postrzał Hae Ri, którego praktycznie w ogóle nie odczuła?
Szczęściara...albo ukryty Hulk na obcasach.
Nie rozumiem fenomenu tej dramy, a jeszcze bardziej nie rozumiem zakończenia jakim obdarzyli nas scenarzyści. Pozostaje już tylko przełknąć gorycz ostatniego odcinka, albo możeeee kiedyś zaświeci nam znów kod VAGABOND.
(Ostatnio mam takie lagi na Internet, że jakimś cudem tylko netflix daje mi swobodnie oglądać)
Jak już widać moją ocenę, to szybko i zwięźle.
Vagabond o wdzięcznej nazwie kryptonimu jakiejś tajnej misji, to kolejny tytuł z gatunku thrillera szpiegowskiego. Ten thriller w którym główny bohater walczy z całą piramidą ważniaków, polityków i bogaczy, którzy standardowo wyrządzili na postaci ogromną stratę. Cha Dal Gun traci w katastrofie lotniczej swojego ukochanego młodziutkiego bratanka. Jeszcze nawet nie zaczynając porządnej żałoby los szybko uśmiecha się do Dal Guna i niemal pod nos podsuwa mu spotkanie z ów terrorystą odpowiedzialnym za zamach. Bohater szybko łapie trop i zostaje wplątany w gęstą dosłownie sieć zagadek, pościgów i intryg politycznych gigantów. W grę jak można było przewidzieć wchodzą ogromne pieniądze, a także walka o władzę. ( Tak, znów walka o stołek prezydenta będzie).
Oczywiście niemożliwością jest by zwykły kaskader, zwęszył cały spisek czarnych charakterów oraz wywlókł ukrytą prawdę o tragedii na światło dzienne. Do całej akcji razem z Cha Dal Gunem napatacza się Go Hae Ri, teoretycznie pracownica ambasady a w praktyce tajna agentka NSW. Razem z garstką nie skorumpowanych zwierzchników Hae Ri, próbują ująć wszystkich współwinnych zamachu oraz współpracujących z nimi kretów.
A propo's właśnie kretów..
Ta drama poza licznymi scenami pościgów, strzelanin i walk, jest dosłownie o bandzie kretów krecących innych kretów. Szczury i krety są tam wszędzie. Każdy coś kryje, każdy po kryjomu coś skrobie i wrabia kolejnego. Jak tylko dochodzi się do szczytu złej piramidy którą zajmuje aż prezydent/ albo raczej jego koleżko od spraw tych i różnych, nie wiem jak wy ale od razu tracę sens całej tej szybkiej jazdy po sprawiedliwość. No bo gdzież jej szukać, a jak już wszystkie organy są zajęte a prawda już generalnie wyszła na świat?
Fabułą po rozwiązaniu głównego problemu okazuje się że ma głębsze dno z którym zapoznaje nas dopiero na zakończenie serii, by w ostatnim odcinku zostawić nas w sumie z niczym. Generalnie wiemy już kto jest tym złym od początku do końca, widzimy nowe sojusze i na tym zostawiają nas twórcy. Boli? Mnie trochę zabolało.
Serial nie wyszedł z niczym oryginalnym, aktorstwo było jak dla mnie ni mniej ni więcej co można sobie zażyczyć w typowej dramie, a zalew spisków mnie utopił na tyle że w większość odcinków przewijałam. Sam fakt, że Cha Dal Gun ma tyle farta i sprytu by niemalże sam rozbić cały ten łańcuch wysoko postawionych i terrorystów od razu rysuje duży brak realizmu. Już nie wspomnę o scenach w których Dal Gun dosłownie skacze niczym ninja po ścianach, ani razu nie wybijając sobie zębów i unikając bezpośrednich starć z pistoletem. NO COME ON! SERIOUSLY. Udaje mu się przeżyć bez uszczerbku dosłownie wszystko, nawet snajperów. Ponadto nigdy nie zrozumiem tej zabawy w złapanie kogoś, kogo generalnie można zabić. (Bo i tak w sumie, zostają zabici na końcu). Mam chociażby na myśli Jerome terrorystę, szefa Min Jea Sika (który sam popi#rdalał z wybiciem wszystkich) no i oczywiście tych płatnych zabójców. Scenarzyści są ów bardzo łaskawi w porównaniu do amerykańskich produkcji. Na temat każdej osoby i sensu jej istnienia można co nie co się wypowiedzieć. A pamiętacie postrzał Hae Ri, którego praktycznie w ogóle nie odczuła?
Szczęściara...albo ukryty Hulk na obcasach.
Nie rozumiem fenomenu tej dramy, a jeszcze bardziej nie rozumiem zakończenia jakim obdarzyli nas scenarzyści. Pozostaje już tylko przełknąć gorycz ostatniego odcinka, albo możeeee kiedyś zaświeci nam znów kod VAGABOND.
Considerați utilă această recenzie?